Widły z trzema masywnymi zębami. W środkowym, który przedłuża się w rękojeść, wycięte dwa otwory, przez które przechodzą poprzeczne listewki. Na końcach deseczek osadzone boczne zęby. Części wideł spojone drewnianymi kołkami. Trzonek zakończony poprzeczką. Drewnianych wideł o takiej konstrukcji używano powszechnie do I połowy XX wieku, m.in. na południu Polski.
Rośliny, tak samo jak inne organizmy żywe, muszą się odżywiać, żeby żyć. Składniki pokarmowe konieczne do rozwoju, kwitnienia i owocowania, czerpią z gleby. Jednak nie każda gleba jest na tyle żyzna, żeby dostarczyć im pełnowartościowej pożywki złożonej ze smakowitych makro i mikroelementów, wśród których kluczową rolę odgrywają azot (N), fosfor (P) i potas (K). Zdrowa dieta roślin obejmuje także wapń (Ca), magnez (Mg), sód (Na), siarkę (S) oraz przyprawy: bor (B), kobalt (Co), miedź (Cu), żelazo (Fe), molibden (Mo), mangan (Mn) i cynk (Zn). Gleba słaba z natury lub wyjałowiona przez dotychczasowe uprawy, powinna zostać poddana nawożeniu, które pozwala utrzymać lub zwiększyć zawartość składników pokarmowych potrzebnych roślinom. Zanim na masową skalę zaczęto stosować nawozy mineralne, które powstają w zakładach chemicznych, podstawowym wzmocnieniem dla gleby był obornik, czyli gnój. Jest to nawóz naturalny, powstający w procesie gnicia odchodów zwierząt i ściółki z ich legowisk, który zawiera niezbędne dla roślin składniki odżywcze.
„Nie wpadnie biedzie w sidło, kto ma gnój i bydło”, mówiono na wsi w czasach, gdy egzystencja ludzi uzależniona była od zdrowia zwierząt i udanych zbiorów. Biorąc to pod uwagę nie można się dziwić, że gnój stał się bohaterem sonetu „poety spraw codziennych”, Leopolda Staffa (1878 – 1957).
Czcigodny gnoju, dobroczynne łajno,
Tchnące, jak znojna najmity pazucha
I nowa skóra chłopskiego kożucha,
Ostrej tężyzny siłą życiodajną!
Żyzności łaskę kryjesz w sobie tajną
I ciało ziemi łaknie twego ducha.
W tobie nadzieja pól i wsi otucha,
Bo czynisz siejbę stokrotnie wydajną. Z
drowiem z obory kiedy bijesz mlecznej,
Masz dziką świeżość potęgi odwiecznej,
Którą się brzydzą mieszczuchowie słabi.
Lecz czarnym bogom pracy, gdy im w lica
Dymisz w świt chłodny, niby kadzielnica:
Pachniesz jak wszystkie wonności Arabii!
(Ścieżki polne, 1919)
Nawożenie, jak każda praca na roli, ma swój terminarz, porządek oraz reguły. Jan Świętek pisał: „Na wiosnę i w jesieni wywożą gnój w pole i składają na kupy, z których czy to zaraz, czy też dopiero po kilku dniach, co się zdarza częściej, rozrzucają go widłami po roli i przyorywują zwykle zaraz. Rola zgnojona w jesieni i przyorana ma dać daleko większe urodzaje niż ta, którą się na wiosnę w roku rolniczym znawoziło. (…) Kapusta, konopie, proso i buraki potrzebują zwykle gnoju drobnego, świńskiego lub krowiego, którego buraki w stosunku do ziemi uprawnej 1/3 część mieć powinny do swego udania się”. Jesienne nawożenie, tak jak wszystkie inne prace w polu, należało zakończyć przed adwentem, czyli w przybliżeniu przed końcem listopada. Zakłócenie odpoczynku ziemi po tym terminie miało ją osłabiać i obniżać urodzajność w kolejnych latach. „W adwencie nie wywożą w pole nawozu, boby nie było z niego pożytku”, zanotował w okolicach Ropczyc Seweryn Udziela.
Dzisiaj reguły korzystania z nawozów sztucznych i naturalnych określają szczegółowo uchwały sejmowe i rozporządzenia ministrów. Można w nich znaleźć potwierdzenie mądrości naszych przodków. Z przepisów bowiem wynika jasno, że nawozy naturalne można jesienią stosować do 30 listopada, czyli mniej więcej do początku adwentu.
Dar Franciszka Stachnika z 1930 roku. W zbiorach muzeum znajduje się bogata kolekcja drewnianych wideł oraz innych narzędzi gospodarskich wykonanych z drewna.
Opracowała Justyna Masłowiec.
Bibliografia:
Seweryn Udziela, Materiały etnograficzne z miasta Ropczyc i okolicy, Kraków 1886
Jan Świętek, Lud nadrabski (od Gdowa po Bochnię). Obraz etnograficzny, Kraków 1893
Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, T. I, Kultura materialna, Warszawa 1967
Ustawa z dn. 10 lipca 2007 r o nawozach i nawożeniu (Dz. U. 2007 Nr 147 poz. 1033)