Książeczka? Nie do końca. To oprawiony w kartonową okładkę wycinek prasowy. Na okładce odręczne napisy: „Seweryn Udziela Wąż domowy”, a poniżej: „Kraków 1925 Odcinek Ilustr Kuryera Codziennego Nr 108 – z 20.IV.1925.”. Na złożonym na pół kartonie widać tłoczone litery i ozdobne wzory, fragment uciętej kompozycji. Wklejony wewnątrz artykuł, złożono w harmonijkę. W charakterze pisma, ale też w oszczędnym potraktowaniu materiałów i archiwistycznym zacięciu poznać można rękę autora tekstu – Seweryna Udzieli. W kolekcji MEK nie brak śladów jego kolekcjonerskich i dokumentacyjnych pasji oraz dowodów na nawyk wtórnego wykorzystanie papieru (zachowały się m.in. liczne notatki i rękopisy na odwrocie korespondencji).
„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nazywany „Ikacem” ukazywał się w latach 1910-1939 w nakładzie ok. 250 tys. egzemplarzy – to dziennik wydawany w Krakowie, ale o zasięgu ogólnopolskim. Na pierwszej stronie numeru, z którego pochodzi tekst Udzieli, dowiadujemy się, że „w Krakowie i na prowincji” gazeta kosztuje 20 groszy. Za tę kwotę do rąk czytelników trafia 32 strony druku, dodatek literacko-naukowy, specjalny dodatek tygodniowy i ilustracje fotograficzne (dla porównania: 40 groszy kosztuje krzesło na reklamowany w tym numerze „wielki dramat erotyczno-sensacyjny” w Reducie pt. Przerwany sen – okazyjnie!). Wygląda na to, że tekst Udzieli znalazł się w dodatku literacko-naukowym, w dziale felietonów: „ceniony etnograf S. Udziela, dyr. Muzeum Etnograficznego w Krakowie podaje wielce ciekawe wiadomości o zabobonach i legendach ludowych, odnoszących się do wężów”, anonsuje redakcja.
„Wąż odgrywa ważną rolę w pojęciach ludu naszego”, zaczyna swoją opowieść Udziela. „Baśnie otaczają go jakąś tajemniczością i przyznają mu przymioty i własności cudowne. Obecność jego w domu przynosi szczęście i błogosławieństwo mieszkańcom, o czym można się nasłuchać wszędzie wiele zajmujących opowiadań”.
Dalej przeczytamy o tym, że węże miały mieszkać w każdym gospodarstwie – dobrze ukryte gniazda zakładały w domu lub w obejściu. Roztaczały opiekę nad domownikami raczej unikając spotkania z nimi. Wyjątkiem były dzieci. Kasza z mlekiem, podawana pozostawionym w domu maluchom na podłodze, by mogły po nią samodzielnie sięgnąć w dowolnej chwili, miała być wężowym przysmakiem i domowe węże miały w zwyczaju jadać z dziećmi z jednej miski. Czasem, kiedy były zbyt łapczywe, dostawały od współbiesiadników drewnianą łyżką po głowie, ale wygląda na to, że nie miało to wpływu na międzygatunkową zażyłość.
Powszechnie było wiadomo, że węże nie stanowią dla nikogo zagrożenia. Wręcz przeciwnie, zapewniają domownikom zdrowie i powodzenie, a krowom mleczność – równie chętnie jak z miseczki, węże piją mleko wprost z krowich wymion. W razie przeprowadzki, przenoszą się do nowego domu razem z ludzką rodziną. Czasem dzielą się ze swoimi ludźmi umiejętnością rozumienia mowy zwierząt. Mieszkanie w bliskim sąsiedztwie ludzi jest ich przeznaczeniem, o czym świadczy chociażby przekonanie, że jeśli król węży (można go było poznać po koronie na głowie) przez siedem lat nie widzi i nie słyszy człowieka, zamienia się w smoka o siedmiu głowach.
Drzemiący w wężu smoczy potencjał przypomina jednak, że wąż, choć domowy, nie jest zwierzęciem udomowionym, żyje na własnych zasadach. Choć bliski, pozostaje dziwny, a przez to niepokojący. To, co w wężu pociąga i fascynuje: osobliwy wygląd, brak rąk, nóg, uszu, powiek, niezależność i samotność, jednocześnie budzi lęk i odrazę. I mimo powszechnych przekonań o łagodności węża i jego licznych zaletach, nie brak opowieści o tym, że wąż bywa wypędzany, a nawet zabijany – choć wiedza o katastrofalnych konsekwencjach pozbawienia życia opiekuna domowego ogniska też wydaje się być ogólnodostępna.
No dobrze, ale skąd w Polsce taka popularność węży? „Jakkolwiek lud nasz ma bystry zmysł spostrzegawczy, a żyjąc na łonie przyrody podpatruje ją i zna dobrze, przecież co do węża rzecz ma się wyjątkowo inaczej – pisze Udziela. – To wszystko, co lud o nim opowiada nie stosuje się do węża krajowego, ale do jakiegoś innego, mitycznego, którego tu nie ma, którego nikt nie może zobaczyć”. Czy na pewno?
Relację na temat węża karmionego przez krowę badacze z Uniwersytetu Marii Curii Skłodowskiej w Lublinie zarejestrowali m.in. w Prałkowcach na Podkarpaciu w 1994 roku: „Moja babcia mi mówiła, że jak gospodarzyła, to u niej wąż to krowe ssał. Ale to po prostu było nie do wiary, nie do uwierzenia. (…) A później jak ja gospodarzyłam, to przekonałam się, że to prawdziwe jest, bo u mnie to sie zdarzyło. Raz mąż zastał, drugi raz ja zastałam, ale zawsze uciekał, zawsze mi uciekł, w słome, w siano wszedł i uciekł”. Rok później w Motyczu usłyszeli opowieść o tym, jak węże wyjadały dzieciom jedzenie z misek stawianych na podłodze: „ale ludzie raczej uważali, żeby ich nie niszczyć, tylko za jakoś świętość. Że to jak węże były, to wszystko się dobrze powodziło”. Byle to były nasze węże. Domowe.
Wąż od zawsze wymyka się jednoznacznym ocenom. Bywa emblematem śmierci i odrodzenia. Grzechu i niewinności. Mądrości i głupoty. Jest odwiecznym symbolem pierwotnych sił kosmicznych. Promieni Słońca, Ziemi, wody, wiatru. Czy jest szansa, że wciąż mieszka z nami?
Opracowała Dorota Majkowska-Szajer
Bibliografia:
„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 20 kwietnia 1925; http://mbc.malopolska.pl/dlibra/publication/68545?tab=1
Jerzy Bartmiński, Olga Kielak, Stanisława Niebrzegowska-Bartmińska, Dlaczego wąż nie ma nóg? Zwierzęta w ludowych przekazach ustnych, Lublin 2015
Władysław Kopaliński, Słownik symboli, Warszawa 1990