

DAWNA LUBOMIRSKICH
W PRL-owskim Krakowie wiele ulic miało podwójne nazwy, te nowo nadane, i te stare, których używało się, żeby wiedzieć jak trafić.
Podwójny żywot pędził również Mikołaj. W stroju biskupa odwiedzał grudniowymi nocami domy dzieci, a za dnia (nawet do marca) - w śnieżnobiałym stroju Dziadka Mroza - teatry, przedszkola, domy dziecka i świetlice. Zapotrzebowanie przeróżnych instytucji na odwiedziny było tak duże, że zdarzało się, że św. Mikołaj pojawiał się nawet w kwietniu. Jednak wtedy, z uwagi na okoliczności przyrody, strój Dziadka Mroza nie wchodził w grę. Mikołaj przybierał więc postać Dziadka Leśnego - nakrycie głowy ozdobione miał wilczym łykiem, a na ramiona narzucony płaszcz (kostium ze spektaklu Stara Baśń).
FERDYNAND KIJAK-SOLOWSKI
W Krakowie to on był świętym Mikołajem – warianty z Dziadkiem Mrozem czy Leśnym Dziadkiem traktował jedynie jako kamuflaż oczywistej wersji o świętym. Jeszcze przed wojną przyłączył się na stałe do grupy mikołajowej, której spiritus movens był Jan Proksch (syn właściciela pracowni krawieckiej i wypożyczalni kostiumów na Rakowickiej). Przed Kijakiem w rolę świętego wcielali się: Malik (uczeń szkoły dramatycznej, a następnie reżyser) i Stanisław Moskalewicz (aktor).
Pytany o początki bycia Mikołajem, Solowski podkreślał udział w spektaklach organizowanych w dniach patrona szkoły, do której uczęszczał, czyli św. Mikołaja. W czwartej i piątej klasie (pocz. l. 30. XX w.) wcielając się w Diabła, śpiewał: „kto nie słucha swej mamusi, tumba, tumba, tumba, ten do worka wejść mi musi, tumba, tumba…”. W kolejnych latach grał już główną rolę.
Grupa mikołajowa działała całą okupację. W okresie powojennym jej skład zmieniał się – niezmienny pozostawał Ferdynand Solowski w roli św. Mikołaja. Przez długi czas towarzyszył mu brat – Ryszard (Diabeł) i córka – Alicja (Anioł). Solowski – esteta – przykładał dużą wagę do efektu osiąganego poprzez stylizację: organizował dla grupy kostiumy teatralne (na ramiona Mikołaj zarzucał płaszcz króla z Opowieści zimowej Williama Shakespeare’a zaprojektowany przez Iwona Galla). Poza marketingiem szeptanym posługiwał się również reklamą w postaci wystawianych w różnych punktach Krakowa (głównie w cukierniach, m.in. Roberta Kameckiego na Starowiślnej) tabliczek (rokrocznie było ich ok. 15-20). Konkurencji nie było, choć Solowski w wywiadzie wspomina pewnego fotografa ze Zwierzynieckiej, którego tabliczki reklamowe bardzo przypominały mu jego własnej.
PROSTA USŁUGA
W latach 80. i 90. XX w. rynek usług mikołajowych się zmienił. W rozmowie z Przemysławem Osuchowskim Solowski mówił: „Ten rok, to już krach prawdziwy. Zamówień tak mało, że ledwo na taksówkę wystarczyło”. Wspominał też: „Lata temu wizyta Świętego Mikołaja to była wielka rodzinna uroczystość. Z przyjęciem-kolacją na Mikołaja czekano (…) Bo dzisiaj to jak subiekt w sklepie – wchodzimy, dzień dobry, czasem Szczęść Boże ktoś powie, to dla Ewki, to dla Piotrusia, a grzeczny byłeś? Szybka fotografia i … do widzenia Mikołaju. Prezent ważniejszy od Mikołaja. Prosta usługa”.
ROLA ŻYCIA
Kiedy grupa zaprzestała działania? Trudno rozstrzygnąć. Czy wtedy, gdy Izba Skarbowa dopominała się podatków od działalności? Czy może wtedy, gdy jak ją nazywał Solowski „waciana” konkurencja opanowała rynek. Fakty usuwają się w cień w obliczu opowieści o Solowskim - Mikołaju, którą snuł w komponowanych przez siebie albumach (zob. zdjęcia):
1939/40
do 2008.
68 lat.
Razy. 2.
W roku
dwa razy
5,6 grudzień
138 dni.
1 dzień 6 godzin
6 godzin 30 rodzin
a ile dzieci?
Przeciętnie 3.
na godzinę.
Opracowała Karolina Pachla-Wojciechowska.
Bibliografia:
Karta obiektu, oprac. Małgorzata Oleszkiewicz, 1996
Wywiad z Ferdynandem Kijakiem-Solowskim przeprowadzony przez Małgorzatę Oleszkiewicz i Grażynę Pylę w marcu 2006 r. (materiały Działu Kultury Społecznej MEK)
Paweł Stachnik, Dziennik Polski, 31 lipca 2010
Przemysław Osuchowski, Z punktu widzenia Świętego Mikołaja (odbitka artykułu umieszczona w jednym z albumów autorstwa Ferdynanda Solowskiego)
W PRL-owskim Krakowie wiele ulic miało podwójne nazwy, te nowo nadane, i te stare, których używało się, żeby wiedzieć jak trafić.
Podwójny żywot pędził również Mikołaj. W stroju biskupa odwiedzał grudniowymi nocami domy dzieci, a za dnia (nawet do marca) - w śnieżnobiałym stroju Dziadka Mroza - teatry, przedszkola, domy dziecka i świetlice. Zapotrzebowanie przeróżnych instytucji na odwiedziny było tak duże, że zdarzało się, że św. Mikołaj pojawiał się nawet w kwietniu. Jednak wtedy, z uwagi na okoliczności przyrody, strój Dziadka Mroza nie wchodził w grę. Mikołaj przybierał więc postać Dziadka Leśnego - nakrycie głowy ozdobione miał wilczym łykiem, a na ramiona narzucony płaszcz (kostium ze spektaklu Stara Baśń).
FERDYNAND KIJAK-SOLOWSKI
W Krakowie to on był świętym Mikołajem – warianty z Dziadkiem Mrozem czy Leśnym Dziadkiem traktował jedynie jako kamuflaż oczywistej wersji o świętym. Jeszcze przed wojną przyłączył się na stałe do grupy mikołajowej, której spiritus movens był Jan Proksch (syn właściciela pracowni krawieckiej i wypożyczalni kostiumów na Rakowickiej). Przed Kijakiem w rolę świętego wcielali się: Malik (uczeń szkoły dramatycznej, a następnie reżyser) i Stanisław Moskalewicz (aktor).
Pytany o początki bycia Mikołajem, Solowski podkreślał udział w spektaklach organizowanych w dniach patrona szkoły, do której uczęszczał, czyli św. Mikołaja. W czwartej i piątej klasie (pocz. l. 30. XX w.) wcielając się w Diabła, śpiewał: „kto nie słucha swej mamusi, tumba, tumba, tumba, ten do worka wejść mi musi, tumba, tumba…”. W kolejnych latach grał już główną rolę.
Grupa mikołajowa działała całą okupację. W okresie powojennym jej skład zmieniał się – niezmienny pozostawał Ferdynand Solowski w roli św. Mikołaja. Przez długi czas towarzyszył mu brat – Ryszard (Diabeł) i córka – Alicja (Anioł). Solowski – esteta – przykładał dużą wagę do efektu osiąganego poprzez stylizację: organizował dla grupy kostiumy teatralne (na ramiona Mikołaj zarzucał płaszcz króla z Opowieści zimowej Williama Shakespeare’a zaprojektowany przez Iwona Galla). Poza marketingiem szeptanym posługiwał się również reklamą w postaci wystawianych w różnych punktach Krakowa (głównie w cukierniach, m.in. Roberta Kameckiego na Starowiślnej) tabliczek (rokrocznie było ich ok. 15-20). Konkurencji nie było, choć Solowski w wywiadzie wspomina pewnego fotografa ze Zwierzynieckiej, którego tabliczki reklamowe bardzo przypominały mu jego własnej.
PROSTA USŁUGA
W latach 80. i 90. XX w. rynek usług mikołajowych się zmienił. W rozmowie z Przemysławem Osuchowskim Solowski mówił: „Ten rok, to już krach prawdziwy. Zamówień tak mało, że ledwo na taksówkę wystarczyło”. Wspominał też: „Lata temu wizyta Świętego Mikołaja to była wielka rodzinna uroczystość. Z przyjęciem-kolacją na Mikołaja czekano (…) Bo dzisiaj to jak subiekt w sklepie – wchodzimy, dzień dobry, czasem Szczęść Boże ktoś powie, to dla Ewki, to dla Piotrusia, a grzeczny byłeś? Szybka fotografia i … do widzenia Mikołaju. Prezent ważniejszy od Mikołaja. Prosta usługa”.
ROLA ŻYCIA
Kiedy grupa zaprzestała działania? Trudno rozstrzygnąć. Czy wtedy, gdy Izba Skarbowa dopominała się podatków od działalności? Czy może wtedy, gdy jak ją nazywał Solowski „waciana” konkurencja opanowała rynek. Fakty usuwają się w cień w obliczu opowieści o Solowskim - Mikołaju, którą snuł w komponowanych przez siebie albumach (zob. zdjęcia):
1939/40
do 2008.
68 lat.
Razy. 2.
W roku
dwa razy
5,6 grudzień
138 dni.
1 dzień 6 godzin
6 godzin 30 rodzin
a ile dzieci?
Przeciętnie 3.
na godzinę.
Opracowała Karolina Pachla-Wojciechowska.
Bibliografia:
Karta obiektu, oprac. Małgorzata Oleszkiewicz, 1996
Wywiad z Ferdynandem Kijakiem-Solowskim przeprowadzony przez Małgorzatę Oleszkiewicz i Grażynę Pylę w marcu 2006 r. (materiały Działu Kultury Społecznej MEK)
Paweł Stachnik, Dziennik Polski, 31 lipca 2010
Przemysław Osuchowski, Z punktu widzenia Świętego Mikołaja (odbitka artykułu umieszczona w jednym z albumów autorstwa Ferdynanda Solowskiego)