

Dwie pary kolczyków. Jedna, srebrna, lekka, w kształcie półksiężyców, dwustronnie grawerowana, zakładana na uszy przy pomocy zawieszek. Druga, w kolorze złota, w formie rozwiniętych płatków kwiatowych, z turkusowymi środkami, zapinana na sztyfty. Obie pary należały do Krakowianki, urodzonej w 1900 r., zmarłej w wieku 80 lat, żony właściciela pracowni rytowniczo-pieczątkarskiej mieszczącej się w ścisłym centrum Krakowa, matki trojga dzieci. Kolczyki zostały podarowane do MEK w 2019 r. przez wnuczkę kobiety. Według niej, babcia nigdy ich nie nosiła, gdyż nawet nie miała przekłutych uszu. W jaki więc sposób znalazły się w jej posiadaniu? Niestety, trudno to dzisiaj ustalić. Z rozmowy z ofiarodawczynią wynika, że tego rodzaju kolczyki stanowiły asortyment Trafiki i były sprzedawane obok wyrobów tytoniowych. Prawdopodobnie prezentowane pary (być może tylko jedna z nich) były pozostałością po niesprzedanym towarze. Nie wiadomo czy każda Trafika dysponowała wyrobami biżuteryjnymi. Na pewno można je było nabyć w Trafice, która mieściła się w Krakowie, w parterowym, nieistniejącym już budynku, na rogu dwóch ulic: Dietla i Starowiślnej. Przed wybuchem II wojny światowej i w okresie okupacji hitlerowskiej pracowała właśnie w niej, na zmianę z innymi koleżankami, pierwsza właścicielka kolczyków. Stąd przypuszczenie o ich pierwotnym pochodzeniu – z Trafiki. Warto przy okazji nadmienić, że sklep znajdował się – patrząc ze skrzyżowania wspomnianych ulic w kierunku Mostu Grunwaldzkiego – w miejscu obecnych torów tramwajowych, przy chodniku trotuaru spacerowego. Linie tramwajowe prowadziły wówczas do Hali Targowej i Zabłocia, zanim na przełomie lat 60 i 70. XX w. poprowadzono torowisko tramwajowe w stronę nowo wybudowanego Mostu Grunwaldzkiego.
Kolczyki były traktowane jako dodatek do ubioru i przeznaczone do ozdobienia uszu. Jednak w przeszłości, funkcja kolczyków była zupełnie inna. XVIII-wieczni mieszkańcy przedmieść Krakowa zatykali w uszy, wypiłowane ze srebrnej blachy gwiazdki, osadzając je na drucikach i mocując przy pomocy śrubki zakręconej na końcu drucianego kolca. Wierzyli, że takie kolczyki nie tylko uchronią ich od rozmaitych chorób oczu, ale też wyleczą już istniejące dolegliwości narządu wzroku, w tym krótkowzroczność. Ich działanie zestawiano na równi z zastosowaniem cudownej wody, która pochodziła z sadzawki św. Stanisława na krakowskiej Skałce, ze studni św. Szymona u bernardynów w Krakowie, z potoku Cedron w Kalwarii Zebrzydowskiej i innych podobnych im miejsc. Mosiężne lub srebrne kolczyki zakładano na świeżo przekłute uszy. Miały pomóc w ich zagojeniu, zanim nałożono złote. Te ostatnie traktowano nie tylko jako środek wzmacniający zdrowie, ale również jako amulet chroniący przed czarami. Wiara w zapobiegawczo-uzdrawiającą moc kolczyków została odnotowana również znacznie później, w latach 30. XX w. Zamówienie na biżuterię o takim przeznaczeniu otrzymał w 1933 r. jeden z krakowskich jubilerów – Franciszek Zając, syn cieśli z Wieliczki. W tym samym czasie, podobne okazy, przeznaczone zarówno dla mężczyzn jak i dla dziewcząt, oferował także inny, znany jubiler - Szymon Ohrenstein, syn Judy.
Wspomnijmy na koniec, że zastosowanie kolczyków w opisanym powyżej celu, innym niż zdobniczy, znane było nie tylko na terenie Polski. Zwyczaj noszenia przez mężczyzn jednego lub dwóch kolczyków występował w Lesie Czeskim i w Bawarii, także na terenie Szwajcarii. W Siedmiogrodzie, przed pierwszą kąpielą noworodka, przekłuwano mu prawe ucho i w ranę wkładano złoty lub srebrny kolczyk. Z kolei na Węgrzech oraz w południowej Polsce uszy rozcinano również trzodzie chlewnej, aby ją ustrzec od chorób i zapewnić tuczność.
Kolczyki z Trafiki są przykładem tańszej biżuterii produkowanej na potrzeby mniej zamożnych kobiet. Nie tylko uzupełniają kolekcję okazałych spinek, pierścionków, korali i naszyjników przechowywaną w zbiorach krakowskiego Muzeum Etnograficznego, ale wpisują się w historię konkretnej rodziny, są świadectwem upływającego czasu, a nawet zmian zachodzących w przestrzeni miejskiej.
Opracowała: Anna Grochal
Bibliografia:
Tadeusz Seweryn, Krakowskie klejnoty ludowe, Kraków 1935.
Kolczyki były traktowane jako dodatek do ubioru i przeznaczone do ozdobienia uszu. Jednak w przeszłości, funkcja kolczyków była zupełnie inna. XVIII-wieczni mieszkańcy przedmieść Krakowa zatykali w uszy, wypiłowane ze srebrnej blachy gwiazdki, osadzając je na drucikach i mocując przy pomocy śrubki zakręconej na końcu drucianego kolca. Wierzyli, że takie kolczyki nie tylko uchronią ich od rozmaitych chorób oczu, ale też wyleczą już istniejące dolegliwości narządu wzroku, w tym krótkowzroczność. Ich działanie zestawiano na równi z zastosowaniem cudownej wody, która pochodziła z sadzawki św. Stanisława na krakowskiej Skałce, ze studni św. Szymona u bernardynów w Krakowie, z potoku Cedron w Kalwarii Zebrzydowskiej i innych podobnych im miejsc. Mosiężne lub srebrne kolczyki zakładano na świeżo przekłute uszy. Miały pomóc w ich zagojeniu, zanim nałożono złote. Te ostatnie traktowano nie tylko jako środek wzmacniający zdrowie, ale również jako amulet chroniący przed czarami. Wiara w zapobiegawczo-uzdrawiającą moc kolczyków została odnotowana również znacznie później, w latach 30. XX w. Zamówienie na biżuterię o takim przeznaczeniu otrzymał w 1933 r. jeden z krakowskich jubilerów – Franciszek Zając, syn cieśli z Wieliczki. W tym samym czasie, podobne okazy, przeznaczone zarówno dla mężczyzn jak i dla dziewcząt, oferował także inny, znany jubiler - Szymon Ohrenstein, syn Judy.
Wspomnijmy na koniec, że zastosowanie kolczyków w opisanym powyżej celu, innym niż zdobniczy, znane było nie tylko na terenie Polski. Zwyczaj noszenia przez mężczyzn jednego lub dwóch kolczyków występował w Lesie Czeskim i w Bawarii, także na terenie Szwajcarii. W Siedmiogrodzie, przed pierwszą kąpielą noworodka, przekłuwano mu prawe ucho i w ranę wkładano złoty lub srebrny kolczyk. Z kolei na Węgrzech oraz w południowej Polsce uszy rozcinano również trzodzie chlewnej, aby ją ustrzec od chorób i zapewnić tuczność.
Kolczyki z Trafiki są przykładem tańszej biżuterii produkowanej na potrzeby mniej zamożnych kobiet. Nie tylko uzupełniają kolekcję okazałych spinek, pierścionków, korali i naszyjników przechowywaną w zbiorach krakowskiego Muzeum Etnograficznego, ale wpisują się w historię konkretnej rodziny, są świadectwem upływającego czasu, a nawet zmian zachodzących w przestrzeni miejskiej.
Opracowała: Anna Grochal
Bibliografia:
Tadeusz Seweryn, Krakowskie klejnoty ludowe, Kraków 1935.