

Kiedy obracał w rękach mały kartonik, z jednej strony widział młodą kobietę pogrążoną w modlitwie, z oczami wzniesionymi ku niebu i różańcem trzymanym w złożonych dłoniach, z drugiej strony figlarnie spoglądała na niego uśmiechnięta, egzotyczna piękność. Czy to była ta sama dziewczyna? Podobizny nie były fotografiami, choć niewprawne oko mogło pomylić druki rycin z czarno-białymi zdjęciami. Naklejone były na tekturkę w tzw. formacie wizytowym, które każde atelier fotograficzne w Galicji miało w swojej ofercie. Jednak bez znaku firmowego, bez specjalnego brzeżka lub złoconej obwódki. Anonimowy szary kartonik. Ale były napisy, w języku niemieckim, charakterystyczną czcionką, tzw. szwabachą. Pod pobożną dziewczyną można było przeczytać, w wolnym tłumaczeniu, Codzienna modlitwa jest moim młodzieńczym obowiązkiem, natomiast pod zalotnie uśmiechniętą brunetką widniało wyznanie Nie znasz jeszcze mojego serca. Była także sygnatura A. Sala, 1890, Berlin oraz mały ornament, którego centrum stanowiło serce przebite strzałą. Czy to primaaprilisowy, sztubacki żart kolegi czy walentynkowa wiadomość od śmiałej dziewczyny? A może karta ta rozpoczyna flirt towarzyski? Te i inne domysły mógł snuć zaintrygowany odbiorca zagadkowego dwustronnego kartonika.
Niecodzienny obiekt trafił do zbiorów MEK w 1994 roku. Darowała go Urszula Janicka-Krzywda, ówczesna szefowa Archiwum. Został zainwentaryzowany w księdze jako fotografia opatrzona tytułem „Cnota i niecnota”. Jego pochodzenie, historia oraz poprzedni właściciel pozostają nieznane. Wiemy natomiast, kto namalował jeden z portretów.
Sygnatura wskazuje na Adolfa Salę, właściciela dużej fabryki w Berlinie, która od 1845 roku produkowała bardzo popularne wówczas tzw. druki luksusowe oraz gry planszowe, pocztówki, zabawne plakaty i kartki. Słowo Luxus-papier, które wyszło z użycia w latach 30-tych, w języku niemieckim pojawiło się około 1860 roku, wraz z nowymi możliwościami produkcji i ozdabiania papieru.
Charakterystyczna dla tych wyrobów była niezwykle dekoracyjna forma, pełna mocnych kolorów, złoceń, wypukłości, brokatu, koronkowych wycięć. Na ozdobnych papierach oraz wykonanych z nich innych przedmiotach (wachlarzach, pudełeczkach na czekoladki lub papierosy, wizytówkach, opakowaniach) roiło się od kwiatków, aniołków, wijących się wstążek, dziecięcych postaci, małych zwierzątek, ale też przedstawień świętych lub portretów możnych ówczesnego świata, głów państw, arystokratów oraz artystów scen operowych i teatralnych, a nawet cyrkowych. Moda na towary z uszlachetnionego papieru była w rozkwicie na przełomie wieków XIX i XX, jednak po I wojnie światowej czasy „luksusu” stają się przeszłością.
Ale wróćmy do naszej fotografii. Jest czarno-biała, bez ozdób, bez znaków firmowych. Czy to niskobudżetowa wersja masowo reprodukowanych podobizn aktorów i aktorek w kostiumach scenicznych, należących do kategorii fotografii, zwanej przez badaczy celebrity cartes? Moda na kolekcjonowanie wizerunków sławnych osób rozpoczęła się właśnie na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku wraz z upowszechnieniem się fotografii carte de visite (rodzaj fotografii o niewielkich rozmiarach, zazwyczaj ok. 6×9 cm). Miały one stosunkowo niską cenę, więc szybko zyskały na popularności. Podobizny celebrytów, tak dostępne w sklepach, jak dziś pamiątkowe pocztówki, w albumach rodzinnych często poprzedzały nawet fotografie krewnych i przyjaciół.
Pierwowzorem czarno-białych przedstawień na kartoniku ze zbiorów MEK mogła być np. podobizna słynnej w tym czasie śpiewaczki odgrywającej temperamentną postać Carmen w operze G. Bizeta lub pobożną Elżbietę w Tannhäuser R. Wagnera, granych w tym czasie w najlepszych operach Europy. Adolf Sala malując uśmiechniętą dziewczynę mógł też inspirować się postacią Gruszeńki z powieści Bracia Karamazow F. Dostojewskiego. Opublikowana w 1884 roku niemieckojęzyczna wersja książki była pierwszym w tłumaczeniem tego ponadczasowego dzieła na język obcy.
Czy dwustronna fotografia jest może raczej produkcją, pod którą nikt nie chciał się podpisać, bo należała do nielegalnego obiegu? Mimo, że ramy obowiązujących wtedy norm społecznych były niezwykle sztywne „dla klientów o szczególnych wymaganiach były fotografie pań w negliżu, czyli zazwyczaj w gorsecie, sprzedawane spod lady. Jak wspomina Stanisław Broniewski (w książce pt. Igraszki z czasem czyli Minione lata na cenzurowanym) rozprowadzano je w pokątnym handlu, ściganym przez dyrekcję policji za szerzenie publicznego zgorszenia”[1].
Stylistycznie blisko omawianej fotografii do karty pocztowej, która szybko obok praktycznego zastosowania - przekazu informacji, stała się także popularnym przedmiotem wymiany i kolekcjonowania. Na I Słowiańskiej Wystawie Kart Ilustrowanych, zorganizowanej w Krakowie w 1899 roku, wzięło udział 182 kolekcjonerów pokazując w sumie prawie 30 tysięcy kart.
Jedna z późniejszych kolekcjonerek, Wisława Szymborska, pisała w książce Pawła Banasia pt. Orbis Pictus. Świat dawnej karty pocztowej: „(…) Popyt na kartki o wymowie sentymentalnej był wielki, a tym samym wielka była ich rozmaitość. Nadawca mógł sobie zawsze dobrać obrazek stosowny do nastroju i aspiracji. Wydawałoby się więc, że naczytamy się przy tej okazji wyznań namiętnych i pikantnych szczegółów. Otóż nic podobnego. Sam obrazek przemawiał tu w imieniu nadawcy, natomiast teksty były bardzo powściągliwe, wędrowały przecież bez koperty.”
Opracowała Anna Sulich-Liga.
Bibliografia:
Banaś P., Orbis Pictus. Świat dawnej karty pocztowej, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2005,
Das ABC des Luxuspapiers, Museums fur Deutsche Volkskunde Berlin, 1983,
Harasym Z., Stare fotografie. Poradnik kolekcjonera, Arkady, Warszawa 2005,
Lisak A., Życie towarzyskie w XIX wieku, Bellona, Warszawa, 2013.
[1] Lisak A., Życie towarzyskie w XIX wieku, Bellona, Warszawa, 2013, s.303