Nie bufiaste rękawy, ani nawet ciężki klosz sukni, lecz warkocz – to axis mundi, na którym następuje zatrzymanie czasu – przyciąga oko w pierwszej kolejności. Nie wiemy, jaki moment miało zatrzymać to zdjęcie, ani w jakiej chwili ta prosta, skierowana w dół, strzała miała przykuć po latach naszą uwagę. A jednak udaje się. Bierzemy fotografię do ręki i z perspektywy ponad stu lat zaczynamy się zastanawiać: Czy wizyta młodej kobiety w atelier była tak samo odświętna jak jej strój, który chciała uwiecznić? Czy to może fotograf – pasjonat tego, co lokalne, wykonał portret zapamiętujący każdy haft, wstążkę, najmniejszą nawet fałdkę? A jeśli nie pasjonat, tylko zwykły rzemieślnik, to na czyje zlecenie działał – muzealników, którzy nieprzerwanie od 1802 roku, kiedy powstało Muzeum Śląska Cieszyńskiego, gromadzą świadectwa kultury, a może ludoznawców, którzy w 1901 roku założyli „Polskie Towarzystwo Ludoznawcze w Cieszynie”? I jak to zdjęcie trafiło do zbiorów MEK?
Pewne tropy podsuwają zapiski wokół zdjęcia. „Koszułka”, „stanik = żywotek”, „galonka”… Tak do fotografii mógł podejść jedynie ktoś, dla kogo obraz był źródłem informacji, a nie rodzinną pamiątką. Sporządzone ołówkiem, starły się z czasem, tak jak i z czasem zmienił się cieszyński strój kobiecy. Wpływ miały na niego głównie kontakty z miastem, czego potwierdzenie odnajdujemy m.in. w „Kronice miasta Cieszyna” napisanej przez burmistrza, Alojzego Kaufmanna, około 1840 roku (za: Gustaw Fierla, 1977). Jak wspomina autor, mieszczki cieszyńskie po raz pierwszy pojawiły się w krynolinach sprowadzonych z Wiednia w 1779 roku, na balu publicznym zorganizowanym z okazji zawarcia pokoju między Fryderykiem II a Habsburgami. Tak rozłożyste suknie trafiły pod dachy okolicznych domów. Jednak przymierza wiejskiej trówły (malowanej skrzyni) i szafy dworskiej można upatrywać znacznie wcześniej. W haftach wypukłych zdobiących żywotki, pobrzmiewa jeszcze echo sztuki renesansowej przedkładającej formę nad kolor. Natomiast złote i srebrne hafty, które upowszechniły się nieco później, to wyraz zamiłowania do barokowego przepychu.
Fotografia, mimo iż sporządzona w sepii, daje temu świadectwo. Świecą na niej rękawy koszułki z płótna bielonego na słońcu. Lśni warkocz. Błyszczy pas wykonany ze srebrnych płytek. Iskrzą się kwieciste hafty na żywotku. Ta kobieta pochodziła z zamożnej rodziny. Wykończenia rękawów sięgających łokci (lemieczki) haftowane były jedwabnymi nićmi. Aksamitny żywotek, zwykle w kolorze czarnym lub wiśniowym, zdobiły motywy roślinne. Ciężką suknię (raszkę), do której był on doszyty, zamykała u dołu modra wstęga na szerokość dłoni (galonka). Fałdzistą suknię wykonał najprawdopodobniej krawiec, którego silne palce pracowicie zbierały grube fałdy sukna. By stanąć w niej przed fotografem, suknię trzeba było wciągnąć przez głowę. Do wąskiej, białej tasiemki (sznórki) wplecionej w warkocz, dowiązano szeroką wstążkę (bandlę). Ta kobieta nie była zamężna; warkocz jeszcze swobodnie opada jej na plecy. Tajemnicą pozostanie, jakie miała buty. Wiemy tylko, że najdawniej noszono płytkie i płaskie trzewiki, które z czasem zostały zastąpione przez buciki sznurowane, a te z kolei przez trzewiki na obcasach.
Gusta zmieniają się pod wpływem mód. Fotografie strojów ilustrują to najlepiej. Niekiedy nawet stają się jedynym świadectwem tego, jak ludzie ubierali się w przeszłości. Szczególnie, gdy mowa jest o cieszyńskim stroju ludowym, który prababki przechowywały w malowanej, drewnianej trówle z życzeniem – miały spocząć w nim w trumnie. Prośby te spełniano, dlatego tak niewiele odświętnych strojów zachowało się do czasów dzisiejszych.
Pewne tropy podsuwają zapiski wokół zdjęcia. „Koszułka”, „stanik = żywotek”, „galonka”… Tak do fotografii mógł podejść jedynie ktoś, dla kogo obraz był źródłem informacji, a nie rodzinną pamiątką. Sporządzone ołówkiem, starły się z czasem, tak jak i z czasem zmienił się cieszyński strój kobiecy. Wpływ miały na niego głównie kontakty z miastem, czego potwierdzenie odnajdujemy m.in. w „Kronice miasta Cieszyna” napisanej przez burmistrza, Alojzego Kaufmanna, około 1840 roku (za: Gustaw Fierla, 1977). Jak wspomina autor, mieszczki cieszyńskie po raz pierwszy pojawiły się w krynolinach sprowadzonych z Wiednia w 1779 roku, na balu publicznym zorganizowanym z okazji zawarcia pokoju między Fryderykiem II a Habsburgami. Tak rozłożyste suknie trafiły pod dachy okolicznych domów. Jednak przymierza wiejskiej trówły (malowanej skrzyni) i szafy dworskiej można upatrywać znacznie wcześniej. W haftach wypukłych zdobiących żywotki, pobrzmiewa jeszcze echo sztuki renesansowej przedkładającej formę nad kolor. Natomiast złote i srebrne hafty, które upowszechniły się nieco później, to wyraz zamiłowania do barokowego przepychu.
Fotografia, mimo iż sporządzona w sepii, daje temu świadectwo. Świecą na niej rękawy koszułki z płótna bielonego na słońcu. Lśni warkocz. Błyszczy pas wykonany ze srebrnych płytek. Iskrzą się kwieciste hafty na żywotku. Ta kobieta pochodziła z zamożnej rodziny. Wykończenia rękawów sięgających łokci (lemieczki) haftowane były jedwabnymi nićmi. Aksamitny żywotek, zwykle w kolorze czarnym lub wiśniowym, zdobiły motywy roślinne. Ciężką suknię (raszkę), do której był on doszyty, zamykała u dołu modra wstęga na szerokość dłoni (galonka). Fałdzistą suknię wykonał najprawdopodobniej krawiec, którego silne palce pracowicie zbierały grube fałdy sukna. By stanąć w niej przed fotografem, suknię trzeba było wciągnąć przez głowę. Do wąskiej, białej tasiemki (sznórki) wplecionej w warkocz, dowiązano szeroką wstążkę (bandlę). Ta kobieta nie była zamężna; warkocz jeszcze swobodnie opada jej na plecy. Tajemnicą pozostanie, jakie miała buty. Wiemy tylko, że najdawniej noszono płytkie i płaskie trzewiki, które z czasem zostały zastąpione przez buciki sznurowane, a te z kolei przez trzewiki na obcasach.
Gusta zmieniają się pod wpływem mód. Fotografie strojów ilustrują to najlepiej. Niekiedy nawet stają się jedynym świadectwem tego, jak ludzie ubierali się w przeszłości. Szczególnie, gdy mowa jest o cieszyńskim stroju ludowym, który prababki przechowywały w malowanej, drewnianej trówle z życzeniem – miały spocząć w nim w trumnie. Prośby te spełniano, dlatego tak niewiele odświętnych strojów zachowało się do czasów dzisiejszych.