Żelazko szklane - piglajs

Treść

Szklany gładzik przypominający kształtem grzyb - położony bokiem. Szklany gładzik przypominający kształtem grzyb - położony bokiem.
fot. RPD MIK, projekt Wirtualna Małopolska
Zanim dopracowaliśmy się wygodnych i lekkich żelazek z mnóstwem przydatnych funkcji, do prasowania używano różnych przyborów. Na Dalekim Wschodzie ponad 2 tys. lat temu prasowano za pomocą narzędzia przypominającego ciężką i głęboką patelnię, którą wypełniano rozżarzonymi węglami drzewnymi. Starożytni Grecy preferowali metalowe wałki, które podgrzewali przed użyciem, a w Rzymie wygładzano tkaniny ubijając je młotem o szerokim obuchu. Pierwsze żelazka kute z żelaza przypominające kształtem współczesne, pojawiły się około XV w. To właśnie od surowca, z którego je wyrabiano, kolejne typy przyrządów do prasowania przyjęły w większości europejskich języków do dziś używane nazwy. Warto wspomnieć, że do rozprostowywania bielizny szytej z tkanin lnianych stosowano także maglownice, czyli płaskie lub karbowane deski, które przesuwano po nawiniętej na wałek materii, aby ją zmiękczyć i wygładzić. Tego typu sprzęty znane są co najmniej od XVI w., a używano ich bardzo długo - jeszcze w XX w. korzystała z maglownic ludność wiejska na dużym obszarze Europy, w tym w Polsce.

W Muzeum Etnograficznym w Krakowie przechowuje się blisko 50 maglownic oraz prawie 100 żelazek, a wśród nich grzybopodobny szklany gładzik. Jego tworzywo, a także sposób użycia, mogą wskazywać na pokrewieństwo z kulistymi gładzikami używanymi przez walecznych i przedsiębiorczych Wikingów. Szklane „buły”, odnajdywane w ich grobach, służyły, według badaczy, do prasowania na zimno. Gładziki szklane w kształcie przypominającym grzyby, w których rolę powierzchni prasującej pełnił kapelusz, a trzonek był uchwytem, używane były od późnego średniowiecza do XIX w. Służyły one do wygładzania drobnych elementów odzieży oraz dodatków i ozdób wymagających delikatnego traktowania. Gładzikami prasowano chustki, czepki, kołnierzyki, mankiety, koronki, falbanki, tasiemki. Przybory takie znane są na Wyspach Brytyjskich, w Skandynawii, Holandii, Francji, używano ich także w Niemczech, Czechach oraz na Śląsku. Na pewno zawędrowały też na Podtatrze, gdzie nazywano je prasami (taką nazwę zawiera „Słownik gwary Zakopanego i okolic” Juliusza Zborowskiego) lub piglajsami. W gwarze podhalańskiej czasownik piglować (biglować) znaczy „prasować”. Właśnie jako „piglajs - do prasowania szklany grzyb”, występuje nasz gładzik w spisie zbiorów ks. Józefa Świstka, który podarował go do Muzeum.

Ks. Józef Świstek (1894-1956) był postacią niezwykłą - bibliofilem, badaczem dziejów, a przede wszystkim kolekcjonerem sztuki ludowej. Po święceniach kapłańskich w 1916 roku pracował w wielu parafiach diecezji krakowskiej, a najdłużej na Spiszu i Orawie - w Piekielniku, Kacwinie i Niedzicy. Jako kaznodzieja zasłynął z przejmującej homilii, w której przedstawił wizję Sądu Ostatecznego, na który stawili się parafianie spoczywający na cmentarzu pozbawionym ogrodzenia, co czyniło z niego pastwisko dla bydła. Namalowany słowami kapłana obraz przodków, którzy wobec Pana Boga, Matki Boskiej i wszystkich świętych stanęli z krowimi plackami na głowach, przyniósł podobno natychmiastowy skutek i już w poniedziałek cmentarz zyskał ogrodzenie. Ksiądz Świstek zgromadził bogatą bibliotekę, w której nie brakowało rzadkich publikacji. Prowadził także badania historyczne, związane przede wszystkim z dziejami okolic, w których pracował. Oddalenie od centrów naukowych rekompensował korespondencją z licznymi przyjaciółmi i znajomymi z kręgów naukowych, artystycznych i literackich, którzy dostarczali mu potrzebną literaturę. Największą pasją ks. Świstka była jednak kultura ludowa. Kolekcjoner wielokrotnie podkreślał, że gromadzenie i zachowywanie swojszczyzny cieszy go i daje ogromną satysfakcję. Wszędzie tam, gdzie był duszpasterzem, zachęcał do zachowania regionalnej kultury, a wszystkie środki, którymi mógł dysponować przeznaczał na powiększanie swojej kolekcji sztuki ludowej, strojów i przedmiotów codziennego użytku. Zbiór ten zainteresował krakowskich etnografów, w tym założyciela i dyrektora Muzeum Etnograficznego Seweryna Udzielę i jego następcę Tadeusza Seweryna. Nawiązane relacje i starania prowadzone od 1929 roku zaowocowały decyzją proboszcza z Kacwina o utworzeniu na plebanii oddziału terenowego Muzeum oraz zapisaniu tej instytucji kolekcji w testamencie. Jednak wydarzenia 1938 roku zweryfikowały te plany. W obliczu coraz wyraźniejszego zagrożenia wojną zbiory spakowano i przewieziono do Krakowa. Muzeum pozyskało wówczas ponad 500 obiektów, wśród nich ceramikę, obrazy na szkle, rzeźby, stroje i przedmioty codziennego użytku. Kolekcja ks. Świstka przetrwała II wojnę światową w Krakowie, uratowana przed wywiezieniem do Niemiec.

Ks. Świstek zbierane przedmioty nazywał „dziadami”. Określenie to przywodzi na myśl rzeczy stare, niepotrzebne, wycofane z użycia, liche i biedne. Trzeba jednak pamiętać, że „dziad” to również przodek, ktoś bliski, kto po prostu żył przed nami. I nawet jeśli jedynym śladem po nim jest gliniany dzbanek, to na mocy niezmiennych praw genetyki domieszka jego krwi płynie w żyłach kolejnych pokoleń.

Opracowanie: Justyna Masłowiec
Opiekun: Olga Błaszczyńska Zadaj pytanie o obiekt

Obiekty powiązane